środa, 7 maja 2014

Podroz do Bangkoku 29-30.04.2014 + Doha



Zdecydowalam sie leciec do Tajlandii Qatar Airlines z uwagi na najlepsza cene biletow. Minusem byla 19-godzinna przesiadka w Doha (Katar), ale pomyslalam, ze wykorzystam ten czas na zwiedzanie.
Na lotnisku w Okeciu mialam stawic sie 2 godziny przed odlotem (gdybym nie zrobila odprawy online, bylyby to 3 godziny). Okazalo sie to spora przesada - odprawa bagazowa zajela mi jakies 30 sekund (bagaz zdalam od razu na oba loty, wiec nie ma potrzeby odbierania go w Katarze), przejscie przez bramke - kolejne 2 minuty.
Sam lot trwal 5,5 godziny i byl bardzo przyjemny - na pokladzie dostepny byl bardzo duzy wybor filmow, kazdy dostal sluchawki, koc, poduszke. Moglismy tez wybrac posilek sposrod ok. 8 opcji (ja wybralam bezglutenowa, ale byla tez wegetarianska czy weganska).
Na lotnisko w Doha dotarlismy terminowo. Podjechal po nas autobus - ja dostalam przy odprawie zolta kartke, ktora oznacza, ze zostaje na lotnisku, ale nie bylo to problemem - po prostu pojechalam autobusem do konca, az do czesci z odprawami celnymi.
Wiza 30-dniowa kosztuje 30 dolarow, nie ma opcji jednodniowej. Wize kupilam prawie bez problemu (prawie, bo... zapomnialam pinu do karty platniczej, na szczescie mialam przy sobie zapasowa). Ostrzegano mnie, zeby przypadkiem nie probowac wyniesc alkoholu z lotniska - na szczecie i tak nic przy sobie nie mialam. Nie mozna tez wynosic miesa, o czym ostrzegl mnie celnik.
Doha przywitala mnie upalem - o godz. 19 bylo juz ciemno, ale temperatura nadal wynosila 32 stopnie, wiec spacer byl mniej przyjemny niz sie spodziewalam. Poszlam na spacer wzdluz wybrzeza. Wrazenia? Dziwnie, wszystkie budynki nowe, wiezowce przeplatane meczetami, mnostwo ludzi zakrytych od stop do glow.
Za to spotkalam duzo osob uprawiajacych jogging w parku czy grajacych w pilke - przed zmrokiem jest to pewnie niemozliwe z powodu upalu.
wybrzeże w Dosze
panorama Dohy
Po 3 godzinach wrocilam z powrotem na lotnisko, bo stwierdzilam, ze wiele wiecej nie zobacze - zwlaszcza, ze bylo juz pozno i wszystko bylo pozamykane.
Przy wejsciu na lotnisko znajduje sie hala przylotow - do hali odlotow zawozi pasazerow bezpatny autobus. Na poczatku troche sie wystraszylam, bo wyjechalismy autobusem z terenu lotniska i dlugo nie wracalismy, ale sie okazalo, ze po prostu inaczej nie da sie nawrocic.
Samo lotnisko jest duze, nowe. Znajduja sie w nim 2 tzw. quiet zone (pokoje do spania), ale spac mozna tylko na lezakach w pozycji polsiedzacej, wiec jest to bardzo niewygodne - ja w koncu polozylam sie po prostu na fotelach w glownej czesci i tez nikt mnie nie przeganial. Na calym lotnisku jest darmowe wi-fi, kilka restauracji, sklepow wolnoclowych, a dla pasazerow Qatar Qirlines - takze tzw. Oryx Lounge, gdzie mozna dostac bez dodatkowej oplaty przekaski, napoje (w tym alkoholowe) i gdzie sa lezaki. Jednak majac bilet w klasie ekonomicznej za Oryx Lounge musza zaplacic 39 dolarow, wiec postanowilam zostac w hali glownej. Przy lotach do Bangkoku nie przysluguje darmowy hotel ani posilek (przysluguja one w Qatar Airlines, gdy przesiadka trwa ponad iles tam godzin, ale tylko wtedy, gdy nie ma wczesniejszych lotow - do bangkoku loty sa kilka razy na dobe, wiec nie mozna sie na to zalapac, spytalam na wszelki wypadek na lotnisku, ale powiedzieli mi to samo).
Przesiadka troche meczaca, ale nie tak bardzo, jak sie spodziewalam. Zalowalam tylko, ze nie wzielam zadnego koca, bo na lotnisku strasznie zimno.
Kolejny lot trwal 6 godzin (godzine krocej niz przewidywal plan) - oprocz poduszek, kocy i sluchawek dostalismy tez opaski na oczy, zatyczki do uszu, szczoteczke, paste i cieple skarpety. Samolot okazal sie niemal calkowicie pusty (ok. 20 osob na pokladzie), wiec mozna bylo sie spokojnie polozyc wzdluz rzedu foteli.
Do Bangkoku dotarlam przed polnoca (planowo mielismy byc 00:20), razem z para Polakow poznanych w samolocie postanowilismy wziac wspolnie taksowke - i tak wszyscy jada w ta sama strone. Na lotnisku znajduje sie punkt (latwo znalezc, stoi tam duzo ludzi), skad odjezdzaja taksowki. Niestety, jazda taksowka skonczyla sie pierwszym naciagnieciem. Kierowca wysadzil moich towarzyszy podrozy tam, gdzie chcieli, a my pojechalismy dalej do mojego guesthouse'u. W momencie kiedy wysadzilismy tamta dwojke kierowca chyba wlaczyl podwojne naliczanie na liczniku, bo nagle kwota zaczela strasznie rosnac. Na dodatek nie mogl znalezc mojego noclegu i krazyl w te i z powrotem. Kiedy po raz czwarty zatrzymalismy sie w tym samym miejscu (a on po raz czwarty spytal ta sama osobe o droge), caly czas z wlaczonym licznikiem, ktory pokazywal 1000 baht (sto zlotych), wscieklam sie, zaplacilam i poszlam dalej na piechote (potem w hostelu powiedzieli mi, ze chyba pobilam rekord - standardowa oplata za dojazd z lotniska wynosi 400 baht). Znalazlam moj guesthouse jakies 300 metrow dalej w bocznej uliczce (faktycznie ciezko trafic, ale z nas dwojga to on powinien znac miasto - zwlaszcza, ze dalam mu kartke z adresem i mapke dojazdu). Niestety, recepcja byla juz zamknieta, wiec musialam poszukac innego noclegu (nie robilam tu wczesniejszej rezerwacji).
Bylo juz wpol do trzeciej, wiec wiekszosc hosteli zamknieta, znalazlam jeden, w ktorym chcieli 900 baht za noc, ale kawalek dalej znalazlam taki, w ktorym zaplacilam 395 baht za pokoj jednoosobowy z lazienka (KS Guesthouse). Postanowilam w nim zostac, bo bylam juz naprawde zmeczona podroza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz