poniedziałek, 19 stycznia 2015

Veni, vidi, vici, czyli Rzym 16-19 stycznia 2015 (część I)

Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wrzucam relację z Rzymu. Ostatecznie pojechałyśmy w trzy, dołączyła do nas jeszcze jedna koleżanka.
W piątek wieczorem przyleciałyśmy na Ciampino, udało nam się od razu wsiąść w autobus na Termini (miałyśmy wcześniej kupione bilety na SITbus, bo miał dogodniejsze dla nas godziny połączeń niż Terravision) i po 22 byłyśmy w centrum. 
Hotel, który zarezerwowałyśmy, Romina Rooms, znajduje się przy samym Termini. Nie ma jednak swojej recepcji - na stronie internetowej napisane było, że recepcja jest wspólna dla Romina Rooms i dla hotelu Cortorillo, który znajduje się na sąsiedniej ulicy. Poszłyśmy więc tam. Pokazałam recepcjoniście wydruk rezerwacji, zapłaciłyśmy, a on... podał nam klucz do Cortorillo. Tłumaczę, że mamy rezerwację w Romina Rooms. W odpowiedzi usłyszałam: "Wiem, ale przyleciałyście późno, nie chce mi się Was o tej porze prowadzić Was do Romina, więc zakwaterowałem tam kogoś innego, a zamiast tego dostaniecie pokój tutaj. Z osobną łazienką. Ok?". Biorąc pod uwagę, że rezerwację robiłyśmy na pokój ze wspólną łazienką, odpowiedziałam, że jak najbardziej OK :) I był to dobry wybór, bo hotel jest czysty, pokój wygodny, a osobna łazienka zawsze stanowi plus.
Nie chcąc marnować więcej czasu, poszłyśmy zanurzyć się we włoskiej atmosferze, czyli innymi słowy napić się i coś zjeść. Znalazłyśmy całkiem przyjemną knajpkę, Taverna Italiana, napiłyśmy się wina i zjadłyśmy karczochy. Niestety, chwilę po północy zamykali, więc musiałyśmy się zbierać. Wychodząc, spotkałyśmy jeszcze Polkę mieszkającą od prawie 40 lat w Holandii, bardzo zresztą sympatyczną, która była tak zachwycona, że spotkała kogoś mówiącego po polsku, że wdała się z nami w pogawędkę. Po wymianie planów na zwiedzanie wróciłyśmy do hotelu, żeby się wyspać przed sobotnim zwiedzaniem.

Sobota - zwiedzania dzień pierwszy
mapka z zaznaczoną sobotnią trasą zwiedzania
 Jako że na 11 miałyśmy zarezerwowane zwiedzanie nekropolii pod Watykanem (w tym grobu św. Piotra), rano wsiadłyśmy w metro i pojechałyśmy do Watykanu (linia A w kierunku Battistini, wysiada się na stacji Ottaviano i później idzie prosto Via Ottaviano, podążając za tłumem;) ).
Z premedytacją zdecydowałyśmy wcześniej, że Muzea Watykańskie odpuszczamy i kiedy zobaczyłyśmy kolejkę po bilety, mogłyśmy tylko pogratulować sobie decyzji. Pokręciłyśmy się po
Placu św. Piotra, obejrzałyśm szopkę bożonarodzeniową i poszłyśmy zwiedzać.
Przed 11 stawiłyśmy się na miejscu zbiórki, podczas rezerwacji (szczegóły dotyczące rezewacji i innych kwestii technicznych zamieszczę w kolejnym poście) wybrałyśmy polskiego przewodnika. Naszą 10-osobową polską grupę oprowadzał ksiądz Bogdan, byłyśmy naprawdę zadowolone, bo bardzo ciekawie opowiadał. W tym miejscu, jeżeli ktoś nie jest nieprzekonany, muszę zaznaczyć, że sama jestem osobą niewierzącą, a mimo to wycieczka zrobiła na mnie duże wrażenie, miejsce ma ogromną wartość historyczną. Nie jest to typowa "pielgrzymka" i z całym przekonaniem polecam taką wycieczkę każdemu.
Robienie zdjęć w nekropolii jest niestety zakazane, więc nie mogę zilustrować tego fragmentu, ale byłam pod dużym wrażeniem. Pierwotna bazylika została wybudowana w IV wieku (potem postawiono tę, która stoi do dziś). W celu stworzenia bazyliki zasypano cmentarz, na którym chowano niegdyś bogatych Rzymian (wielu pochodzenia greckiego) i zbudowano bazylikę tak, aby główna kaplica znajdowała się nad grobem św. Piotra. Aż do 1939 roku nie wiedziano, że w tym miejscu był kiedyś cmentarz, dopiero po śmierci Piusa XI, który chciał być pochowany jak najbliżej św. Piotra, przypadkiem odkryto stare grobowce. Ksiądz oprowadził nas po podziemiach bazyliki, pokazał grobowce i wskazywał na różne elementy charakterystyczne świadczące o tym, skąd pochodziła osoba pochowana w danym miejscu i jakiego była wyznania. Zwieńczeniem wycieczki była wizyta przy grobie św. Piotra - o ile nie ma 100% pewności, czy rzeczywiście kości w nim się znajdujące są kośćmi św. Piotra (chociaż wszystko na to wskazuje), gdyż znaleziono je nie w głównym "pomieszczeniu" trumny, a w dobudowanym ołtarzu, o tyle nie ma wątpliwości, iż jest to jego grób (wiadomo też, że szczątki były na pewien czas przeniesione w inne miejsce, co może być przyczyną ich przesunięcia).
Później ksiądz oprowadził nas po kilku kaplicach w podziemiach, kto chciał, mógł się tam pomodlić.
Po wyjściu poszłyśmy zwiedzić samą bazylikę, widziałyśmy też zwierzęta wystawione na placu św. Piotra w małych klatkach (to chyba miało odzwierciedlać faunę stajenki w Betlejem) - to było okropne: klatki bardzo małe, wokół tłumy ludzi, widać, że zwierzęta się męczyły.
krowa na placu w Watykanie
 Później zdecydowałyśmy się coś zjeść. I tu strzał w 10 - niedaleko Watykanu znalazłyśmy małą knajpkę, Salento Salato, w której menu składało się dosłownie z kilku dań i było codziennie zmieniane (my miałyśmy do wyboru 2 focaccie, 2 inne słone wypieki z nadzieniem, lasagne, roladki z bakłażana w sosie pomidorowym z mozarellą, ryż z pomidorami i mozarellą, grillowane warzywa i bodajże kurczaka). Jedzenie pyszne, świeże i niedrogie, minimalistyczny wystrój, bardzo przyjemna atmosfera, a do posiłku podano, zdaniem mojej koleżanki, najlepsze pieczywo, jakie w życiu jadła :)
Salento salato
Najedzone, poszłyśmy obejrzeć położony na brzegu Tybru Zamek św. Anioła. Potem kawa dla nabrania sił;), następnie Campo de'i Fiori - plac nie zrobił na nas dobrego wrażenia, był strasznie brudny.
Kolejny plac, czyli Piazza Navona, wypadł zdecydowanie lepiej. W czasie gdy dziewczyny robiły zdjęcia fontann, ja próbowałam rozgryźć tajemnicę "lewitującego mnicha". Chodziłam dookoła niego i nie mogłam dojść do tego, w jaki sposób wisi w powietrzu (następnego dnia widziałam kolejnego lewitującego mnicha i rozgryzłam ich tajemnicę, ale nie będę psuć Wam zabawy i jej zdradzać;) ).
lewitujący mnich
 Później minęłyśmy Palazzo Madama i poszłyśmy zobaczyć Panteon. Niestety, miała właśnie zacząć się msza (?! tak przynajmniej zrozumiałam) i nikogo nie wpuszczali, więc obejrzałyśmy go z zewnątrz i tylko rzuciłyśmy okiem do środka. 
Następnie zwiedziłyśmy kościół św. Ignacego Loyoli i poszłyśmy w stronę Fontanny di Trevi. Wiedziałam, że jest remontowana i w związku z tym zasłonięta rusztowaniem, ale monetę wrzucić trzeba;) Na miejscu rzeczywiście nic nie widać, ale jest minifontanna z napisem "tu wrzucać monety". Cóż robić, wrzuciłyśmy i pozostaje tylko mieć nadzieję, że minifontanna ma taką samą moc sprawczą.
tak obecnie wygląda fontanna di Trevi
 Na tym zakończyłyśmy sobotnie zwiedzanie zabytków i przystąpiłyśmy do zaznajamiania się z Rzymem od kuchni - w Prosciutterii niedaleko fontanny, gdzie serwowali pyszne sery, wędliny i wina. Przy stoliku obok siedziały dwie Rosjanki, więc wieczór szybko przerodził się w słowiańską integrację we włoskim stylu:)
bo kuchnia jest ważnym elementem kultury i tożsamości narodowej;)
Ciąg dalszy nastąpi:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz