poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rzym - część II

Niedziela, 17.01.2015
trasa niedzielnego zwiedzania, część I
 Niedzielne zwiedzanie zaczęłyśmy od placu Wiktora Emanuela II, na którym znajduje się park i zamek. Pogoda niestety nam nie sprzyjała, lekko padał deszcz i było dość pochmurno, więc spacer po parku siłą rzeczy był dość krótki - tym bardziej, że miałyśmy bardzo ambitne plany na ten dzień (następnego dnia wcześnie rano musiałyśmy już wracać do domu).
 Z parku poszłyśmy do Santa Maria Maggiore (Bazylika Matki Bożej Śnieżnej), a następnie do Bazyliki Laterańskiej, która przez długi czas była siedzibą papieży, i do położonego obok Baptysterium Jana Chrzciciela.
Po części kościelnej nadszedł czas na część antyczną - ruszyłyśmy do Koloseum. Niezrażone długą kolejką do wejścia kupiłyśmy bilety (bilet upoważniał również do wstępu do Forum Romanum, ale nie zdążyłyśmy tam pójść, z zewnątrz też był zresztą świetny widok). Wcześniej miałam okazję widzieć Koloseum tylko z zewnątrz, więc bardzo mi zależało, żeby je zwiedzić od środka. I muszę przyznać, że nie żałuję czekania w kolejce w deszczu, było warto. Gdyby jeszcze tylko co 5 sekund nie zaczepiali nas uliczni sprzedawcy z hasłami: "Poncho, umbrella?" albo - moim ulubionym - "Selfie stick, madame?"... Jeśli ktoś się z tym wcześniej nie spotkał - selfie stick to taki teleskopowy kijek, na którym znajduje się specjalne umocowanie na smartfona. Turyści (głównie Azjaci, ale nie tylko) chodzą potem z tym smartfonem na kijku i robią sobie zdjęcia, unikając tym samym efektu zdjęcia "z ręki"; wygląda to dość komicznie, zwłaszcza przy najpopularniejszych atrakcjach, gdzie stoją dziesiątki ludzi z tymi kijkami i pozują.
Koloseum - przestało padać, ale słońce nadal nie wyszło
 Po zwiedzeniu Koloseum i rzuceniu okiem na Łuk Konstantyna Wielkiego nadszedł czas na lunch :) Skręciłyśmy w jedną z uliczek - niestety, wszystkie knajpy wokół były mocno turystyczne, czyli drogo i małe porcje. Na szczęście jedzenie nie było złe: moje risotto zjadliwe, a tagliatelle ponoć wręcz pyszne.
Pokrzepione posiłkiem (choć ja nadal trochę głodna) przeszłyśmy się wzdłuż Forum Romanum, a następnie wzdłuż Foro Traiano, docierając do Kolumny Trajana. Kolumna, poza tym, że jest ciekawa architektonicznie (wyrzeźbiono na niej sceny upamiętniające zwycięskie bitwy z Dakami), jest jednocześnie miejscem pochówku Trajana i jego żony (prochy umieszczono w cokole kolumny).
Forum Romanum
 Następnie, siłą rzeczy, skoro już byłyśmy na placu Weneckim, poszłyśmy zobaczyć Ołtarz Ojczyzny z pomnikiem Wiktora Emmanuela II i Grobem Nieznanego Żołnierza (ołtarz wzniesiono na ruinach świątyni Jowisza, co jest dość kontrowersyjne). Zaraz obok znajdował się Kapitol, więc po raz kolejny wdrapałyśmy się po schodach.
A później było już z górki, bo ruszyłyśmy w dół w stronę rzeki. Po drodze weszłyśmy do lodziarni, gdzie jak się okazało sprzedawcą był Polak. Kiedy usłyszał, że my też jesteśmy z Polski, wziął od nas mapę i zaznaczył na niej ciekawe miejsca, które jego zdaniem warto zwiedzić. Część z nich już widziałyśmy, na niektóre brakowało nam czasu, ale za jego radą poszerzyłyśmy trasę o kościół św. Sabiny (przy ulicy o tej samej nazwie) i coś, co określił jako "idźcie do końca via Santa Sabina i spójrzcie przez dziurkę od klucza".
Ruszyłyśmy więc w tym kierunku, po drodze oglądając ruiny Teatru Marcella i kościół Santa Maria in Cosmedin - niestety kościół tylko z zewnątrz, bo zobaczyłyśmy przed wejściem sporą grupkę ludzi i stwierdziłyśmy, że nie mamy czasu czekać. Szkoda, bo w kościele znajduje się ciekawa rzecz - Bocca della Verita (Usta Prawdy), czyli twarz ze szczeliną, w którą oskarżeni o przestępstwo musieli włożyć rękę. Jeśli kłamali, ponoć rzeźba odgryzała im dłoń. Ciekawa jestem, ilu kłamców w ten sposób namierzyli ;)
Bazylika Santa Sabina pochodzi z IV wieku, jest bardzo skromna i ascetyczna, ale warta zobaczenia. Idąc w stronę tajemniczej "dziurki od klucza" mijałysmy park. Weszłyśmy do środka, a tam niespodzianka - drzewa mandarynkowe obwieszone owocami. Wiem, że zimą jest sezon na cytrusy, ale mimo to owoce dojrzewające na drzewie w styczniu mnie zaskoczyły. Były jednak bardzo kwaśne ;)
Wreszcie dotarłyśmy do dziurki od klucza. Namierzenie jej nie było trudne - zobaczyłyśmy grupkę ludzi stojącą przed drzwiami i zaglądającą do środka. Oczywiście też zajrzałyśmy i naszym oczom ukazała się... Bazylika św. Piotra, widoczna w jakimś dziwnym prześwicie. Po powrocie do domu doczytałam, co to jest - brama prowadzi do ogrodów Zakonu Maltańskiego, w ogrodzie zaś znajduje się prześwit. Ogrody położone są na wzgórzu nad rzeką, dlatego bazyliki nic nie zasłania. Doczytałam też, że w ogrodzie nie rosły mandarynki, tylko gorzkie pomarańcze ;)
niedzielne zwiedzanie, część II
 Powoli robiłyśmy się znowu głodne, więc ruszyłyśmy w stronę Trastevere (Zatybrza), bo wcześniej słyszałam, że jest tam dużo fajnych knajpek. Po drodze przeszłyśmy przez wyspę na rzece Mostem Fabrycznym. Pokręciłyśmy się po Zatybrzu, które ma klimat małego włoskiego miasteczka - wąskie uliczki, skutery, ogródki na balkonach.
widok na wyspę i Most Fabryczny
 Usiadłyśmy w Cajo&Gajo blisko kościoło Santa Maria in Trastevere. Jedzenie bardzo dobre - pizza z bakłażanem i cukinią, którą zamówiły dziewczyny, wyglądała przepysznie, ja skusiłam się na risotto z parmezanem i szparagami (bardzo dobre, choć porcja znowu niewielka) i karczocha po żydowsku (Carciofi alla giudìa), który był smażony w głębokim tłuszczu, a smak określiłabym jako chipsy z karczocha, interesujące :) (knajpy również opiszę w osobnym poście).
karczoch po żydowsku
Później poszłyśmy pod kościół Santa Maria in Trastevere, przepięknie oświetlony (niestety już zamknięty, bo było późno) i mostem Garibaldiego wróciłyśmy na drugą stronę rzeki. Przeszłyśmy koło Area Sacra, jest to teren wykopalisk, w których odkryto ruiny czterech świątyń, a na ich terenie zamieszkało mnóstwo kotów, więc jest to jednocześnie zabytek i coś w rodzaju schroniska dla kotów.
Wróciłyśmy pod Kolumnę Trajana, gdyż przed wyjazdem czytałam, że jest tam fajna winiarnia (Enoteca Provincia Romana). Miałyśmy duży problem, żeby ją znaleźć, mimo że stałyśmy tuż obok - znajduje się dokładnie vis a vis kolumny ;) Winiarnia ma bardzo ascetyczny, prosty i nowoczesny wystrój, ja akurat lubię takie klimaty. Powstała, żeby promować lokalne wyroby: głównie wino z Lacjum, ale też sery, wędliny itp. Białe wino z Lacjum, które zamówiłyśmy, żeby miło zakończyć wieczór, rzeczywiście było bardzo dobre, delikatne w smaku.
Enoteca; na zdjęciu tego nie widać, ale miałyśmy tuż przed nosem Kolumnę Trajana i Forum Traianum.
 Posiedziałyśmy tam chwilę, ale zmęczenie i ból stóp po całodziennym maratonie po mieście spowodowały, że postanowiłyśmy wracać do hotelu (zwłaszcza, że zrobiło się już dość późno i chyba byłyśmy ostatnimi gośćmi w knajpie).
Przeszłyśmy jeszcze obok Santa Maria Maggiore, przepięknie oświetlonej w nocy, i położyłyśmy się spać - o 5:30 rano miałyśmy już niestety autobus na lotnisko.
Nie obyło się jednak bez przygód - co prawda autobus przyjechał o czasie (znowu miałyśmy kupione bilety na SITbus), ale dalej było gorzej. Wywołano nasz lot, wsiadłyśmy do busa mającego nas zawieźć do samolotu, a tu w pewnym momencie przyszedł ktoś z obsługi i cofnął wszystkich z powrotem. Okazało sie, że z powodu mgły wstrzymano wszystkie loty. Jakieś pół godziny później nasz lot został jednak znowu wywołany, wsadzono nas do samolotu, gdzie... czekałyśmy kolejne półtorej godziny, aż mgła opadnie. Podobno i tak miałyśmy szczęście, że mimo opóźnionego wylotu wylądowałyśmy w Poznaniu, bo poprzedniego dnia z powodu mgły samoloty z kolei nie lądowały na Ławicy ;) Tym miłym akcentem skończyłyśmy weekendowy wypad - zmęczone, ale zadowolone.
W kolejnym poście - informacje praktyczne, bilety, hotele, dojazdy, ceny i knajpy:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz