środa, 9 marca 2016

Szczepienia przed podróżą do Azji - gdzie, kiedy, na co?

Na początku tego posta wyjaśniam jedną kwestię formalną, chyba dość oczywistą - informacje, które tu zamieszczam, oparte są wyłącznie na moich własnych doświadczeniach, nie mogą one zastąpić konsultacji z lekarzem (którym ja nie jestem). Mimo to zdecydowałam się opisać, jak to wyglądało w moim przypadku, żeby ułatwić innym przygotowania - porada lekarska jest konieczna, ale zestaw zalecanych szczepień jest zazwyczaj w miarę zbliżony, dostosowany do celu podróży, a nie do uwarunkowań osobistych konkretnego pacjenta.
Jakie zatem szczepienia robiłam, a z jakich zrezygnowałam i dlaczego?
WZW typu B - na żółtaczkę typu B byłam szczepiona w podstawówce, kiedy poszłam do lekarza, zrobił mi badanie krwi i okazało się, że nadal mam zachowaną odporność na tę chorobę. Lekarz powiedział, że po 10 latach od czasu szczepienia warto sprawdzić, czy nadal jesteśmy uodpornieni.
WZW typu A - na żółtaczkę typu A w szkole szczepień nie było (a przynajmniej nie za moich czasów, nie wiem, jak to wygląda obecnie). Lekarka zaleciła mi to szczepienie, kiedy po raz pierwszy jechałam na wakacje do Tajlandii. Szczepienie robi się dwa razy, w odstępie 6 miesięcy, przy czym już po pierwszej dawce można jechać na wakacje, drugie ma charakter utrwalający. Szczepienie można zrobić nawet 2 tygodnie przed wyjazdem. Koszt jednej dawki to ok. 180 zł, podczas żółtego tygodnia (2 razy do roku, na początku kwietnia i na początku października) są zniżki, ja płaciłam 150 zł. Po pół roku powtórzyłam szczepienie (znowu w trakcie żółtego tygodnia) i mam z tym spokój na zawsze. Jest to starndardowa szczepionka dostępna w punktach szczepień.
Błonica, tężec, krztusiec - na szczęście nie musiałam robić tego szczepienia (to jest jedna szczepionka na trzy choroby), bo miałam je robione w wieku 19 lat jako szczepienie obowiązkowe, a zachowuje ono ważność na 10 lat. W związku z tym będę musiała je powtórzyć w przyszłym roku, ponieważ przy wyjazdach do Azji Południowo-Wschodniej jest ono zalecane.
Dur brzuszny - dziś wróciłam ze szczepienia na dur brzuszny, stąd inspiracja do napisania tego posta ;) Jakkolwiek przed wyjazdem do Tajlandii lekarka nie uznała tego za konieczne, w przypadku Laosu czy Wietnamu widnieje ono na liście zalecanych szczepień (na dobrą sprawę powinnam była zaszczepić się na dur brzuszny przed zeszłorocznym wyjazdem do Kambodży, ale odpuściłam). Szczepienie nie jest tanie, kosztuje ok. 230 zł i trzeba je powtarzać co 3 lata. Nie chciałabym jednak spędzić miesiąca na leczeniu duru brzusznego. Na dur brzuszny nie wszędzie można się zaszczepić - w mojej przychodni (w Poznaniu) tego nie robią, dzwoniłam do prywatnej kliniki, która teoretycznie ma te szczepienia w swojej ofercie, ale też im się skończyły i w efekcie szczepiłam się w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemologicznej (na miejscu jest lekarz, który od razu bada, czy są jakieś przeciwwskazania zdrowotne do szczepienia). Podobno wystarczy zaszczepić się tydzień przed wyjazdem.
Japońskie zapalenie mózgu - to szczepienie początkowo zignorowałam celowo, a teraz chyba trochę żałuję. W internecie czytałam, że ma ono skutki uboczne, żeby go nie robić, jeśli nie jedzie się np. na wyprawę badawczą do dżungli. Dzisiaj jednak lekarz w Sanepidzie powiedział mi, że mimo wszystko warto takie szczepienie na wszelki wypadek zrobić przy dłuższym wyjeździe w wybrane przeze mnie rejony (czyli Laos, Wietnam, Kambodża), zdementował też plotki o skutkach ubocznych. Nie zdążę już jednak się zaszczepić przed wylotem, ponieważ szczepienie składa się z 2 dawek podawanych w odstępie 28 dni (i 1 dawki przypominającej po roku). Cóż, miejmy nadzieję, że nic mi nie będzie. Poza tym to szczepienie jest dość drogie - według cenników w internecie 1 dawka kosztuje 340-410 zł (a dawek mamy trzy).
Denga - na dengę nie ma szczepień. 
Malaria - podobnie jak w przypadku dengi, na malarię nie ma szczepień. Można brać ewentualnie profilaktycznie tabletki na malarię, np. malarone, na temat którego napisano już całe eseje w internecie. Ja malarone nie biorę (pomijając wszystko inne, przy kilkumiesięcznym wyjeździe chyba bym zbankrutowała).
Więcej szczepień nikt mi nie sugerował, lekarz powiedział, że mam wystarczający komplet, jestem przygotowana i mogę jechać w długą podróż. Pamiętajcie też, że pakiet szczepień, jakkolwiek raczej niewykraczający ponad to, co napisałam powyżej, zależy od długości podróży, jej celu i tego, co zamierzamy robić na miejscu (inne ryzyko występuje podczas pobytu na wsi, inne w mieście, jeszcze inne na wyspach).
Więcej informacji o szczepieniach znajdziecie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz