niedziela, 5 lipca 2015

Londyn - informacje praktyczne

Bilety
Bilety lotnicze do Londynu kupowałyśmy w Wizzairze. Leciałyśmy z małym bagażem podręcznym (duża torebka idealnie pasuje), na weekend w zupełności to wystarcza. Wizzair lata na Luton, stamtąd trzeba liczyć troszkę ponad godzinę autobusem do centrum.
Jeśli chodzi o bilety z lotniska do miasta, jechałyśmy easybusem. Jeśli kupuje się bilety z odpowiednim wyprzedzeniem, można znaleźć sensowne oferty. My płaciłyśmy ok. 14 funtów w obie strony, czyli raczej standardowo. Na stronie easybusa znajduje się rozpiska przystanków, warto sprawdzić, skąd ma się najbliżej do hotelu. Ostatnia stacja, czyli Victoria, wcale nie musi być najkorzystniejsza.
Jeśli chodzi o bilety komunikacji miejskiej w Londynie, za wiele nie powiem, bo się nią nie poruszałam (tzn. wiem z forów, że lepiej i taniej wykupić kartę Oyster, ale na pewno na innych blogach / forach znajdziecie dokładniejsze informacje w tym temacie).

Jedzenie
Brytyjskie jedzenie nie jest raczej jakoś szczególnie cenione, więc nie miałam specjalnej ochoty przetestowa niczego z tamtejszej kuchni (frytek nie lubię, więc ich standardowe fish & chips odpada). Natomiast z uwagi na fakt, że w Londynie żyje wielu imigrantów, można zjeść naprawdę dobre jedzenie z innych krajów (ja testowałam chińskie, libańskie i indyjskie). 
Restauracje do najtańszych nie należą, ale łatwo znaleźć jakiś fajny street food (zwłaszcza w sezonie letnim). Poza tym w marketach jest duży wybór kanapek, sałatek i podobnych dań (ja w Tesco kupiłam przepyszny hummus z tapenadą z oliwek i słonecznikiem).
Czytałam wcześniej na forach o knajpach typu all you can eat, głównie chińskich. Na pewno jest to jakieś rozwiązanie, ale mi nieszczególnie zasmakowało. Niestety w takich miejscach ilość często zastępuje jakość (podobne doświadczenia mam z takich restauracji w Dublinie), ale na pewno można się najeść. Napoje są zazwyczaj dodatkowo płatne.

Ceny
Londyn na pewno nie jest najtańszym miastem, ale nie trzeba tam przepłacać.
Większość atrakcji jest darmowa. Przez atrakcje rozumiem muzea, galerie sztuki, parki czy po prostu chodzenie po mieście - to ostatnie zawsze jest darmowe ;) Można oczywiście wydać 20 funtów, a nawet więcej, na przejażdżkę London Eye, Muzeum Figur Woskowych czy wejście do Pałacu Buckingham, ale na szczęście to nie mój dylemat, bo żadna z tych opcji mnie jakoś nie pociągała.
We wszystkich miejsca, które odwiedziłyśmy, wstęp był bezpłatny.
Nocleg to spory wydatek - nasz hostel, Smart Russel Square, kosztował ok. 24 funty za noc od osoby, a była to jedna z najtańszych opcji w satysfakcjonującej nas lokalizacji. Warunki przy tym nie zwalały z nóg, w pokojach duszno, łóżka krótkie, brak ręczników, płatne szafki.... Na szczęście w łazienkach czysto i śniadanie w cenie. Pewnie aż tak bym nie narzekała, gdyby nie to, że trafiłyśmy na naprawdę gorący weekend, więc zaduch w pokoju się potęgował.
 W restauracji trzeba pamiętać, że zazwyczaj do rachunku jest doliczane 10-12,5 % podatku. Chińska knajpa kosztowała 9 funtów + podatek, tagine w libańskiej podobnie, dosa z sałątką na straganie 5 (i nie było podatku ;) ). 
Woda w sklepie to ok. 70 pensów za małą butelkę, wino zaczyna się od 5 funtów, sałatki i dania na wynos typu hummus zaczynają się od 2 funtów (czasem trafiają się tańsze).
Pocztówka ze znaczkiem to 1,90 funta.
Ale za to ciuchy w sklepach bywają dużo tańsze. Ja przywiozłam sandały karrimora, które upatrzyłam wcześniej przez internet, za 15 funtów.
Podsumowując - jeśli się wydaje rozsądnie, można zwiedzić Londyn i nie zbankrutować ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz