sobota, 17 maja 2014

Podróż Koh Chang - Kanchanaburi 9.05.2014


Planowałam dostać się z Koh Chang na Kanchanaburi w ciągu jednego dnia (jedyny sposób, żeby pokonać tę drogę, to podróż Koh Chang - Bangkok, a potem Bangkok - Kanchanaburi), w związku z czym postanowiłam wstać wcześnie, żeby zdążyć złapać autobus z Bangkoku. Niestety, zaspałam.
O 8:30, spakowana, stanęłam przy drodze i zaczęłam polować na grupową taksówkę. Któryś z zatrzymanych przeze mnie kierowców uświadomił mnie, że muszę zatrzymywać taksówki z napisem "to the pier". Pierwsza taka taksówka minęła mnie dopiero po 35 minutach... (przy czym jako że mieszkałam na samym końcu wyspy, pewnie w centralnej części jeździ więcej takich taksówek).
Prom złapałam dość szybko i już chwilę przed 11 byłam na lądzie. Tam można kupić bilety na minibusa / autobus do Bangkoku (można też kupić bilety bezpośrednio na wyspie w licznych biurach, ale nie chciałam kupować biletu z wyprzedzeniem, bo nie wiedziałam, o której będę chciała jechać, a poza tym musiałabym podjechać po bilet do Lonely Beach).
Kupiłam bilet na minibusa do Bangkoku za 300 baht, zwracając uwagę, by kupić bilet na takiego busa, który zatrzyma się na stacji Mochit (Northern Bus Terminal), gdyż autobusy z Bankoku do Kanchanaburi jeżdżą z dwóch dworców: Mochit i Sai Tai Mai (Southern Bus Terminal), więc gdybym wysiadła w Bangkoku np. na Ekkamai (czyli tam, skąd jechałam na Koh Chang), musiałabym dojechać na dworzec kilkanaście kilometrów taksówką (komunikacja miejska w Bangkoku nie oferuje zbyt dobrych połączeń między dworcami).
W minibusie trochę się wymęczyłam, bo był załadowany do pełna i musiałam zająć ostatnie wolne, niezbyt wygodne miejsce - w tylnym rzędzie (gdzie były 4 miejsca koło siebie, a siedzenia w azjatyckich autobusach są węższe niż w europejskich, miejsca na nogi też jest trochę mniej). Klimatyzacja też chodziła trochę słabiej niż bym chciała (ale koło mnie siedział Taj w bluzie i dżinsach, więc może tylko ja miałam z tym problem).
W Bangkoku najpierw zatrzymaliśmy się przy lotnisku. Przy kolejnym przystanku spytałam, czy to już Mochit. Usłyszałam, że tak, więc wysiadłam. Okazało się, że po prostu przesadzają mnie do innego busa, który (bez dopłaty) zawiózł mnie na dworzec.
Na Mochit było mnóstwo kas, podeszłam do jednej z nich i spytałam, gdzie się kupuje bilety do Kanchanaburi. Sprzedawca odesłał mnie do kasy nr 18, gdzie z kolei kasjer, usłyszawszy, że chcę bilet do Kanchanaburi, zawołał jakąś kobietę, która sprzedała mi ten bilet za 130 baht i zaprowadziła do jakiegoś stanowiska, skąd miał odjechać autobus. Okazało się, że kupiłam bilet na minibusa, a nie na oficjalny autobus (który jest kilka baht tańszy), ale nieszczególnie mi to przeszkadzało - tylko dalej nie wiem, gdzie kupuje się "oficjalne" bilety, skoro przy głównej kasie mi się to nie udało;)
W każdym razie wkrótce przyjechał minibus, bardzo wygodny, i już chwilę przed 20 byłam w Kanchanaburi.
Tam wytargowałam taksówkę na główną ulicę turystyczną (Th. Mae Nam Khwae) za 40 baht. Powiedziałam, żeby mnie zawiózł pod hostel Jolly Frog, o którym czytałam w przewodniku Lonely Planet, że jest dobry i tani. W Jolly Frog okazało się, że nie mają wolnych pojedynczych pokoi (70 baht) ani tańszych podwójnych (150 baht), ale zostały im droższe pokoje dwuosobowe (200 baht). Stwierdziłam, że poszukam czegoś dalej, ale kiedy w kolejnych 5 hostelach / hotelach usłyszałam wyższą cenę, zdecydowałam się wrócić do Jolly Frog.
Za 200 baht dostałam coś w rodzaju bungalowu w szeregówce (spory pokój z osobnym wejściem, tarasem ze stolikiem i krzesełkami, łazienką - ale bez spłuczki w toalecie i bez ręcznika w cenie), wentylatorem. W Jolly Frog jest też spory wspólny ogródek z leżakami i hamakami, poza tym mają tam niedrogą restaurację. Minusem - poza brakiem spłuczki;) - jest fakt, że wi-fi działa tylko w części restauracyjnej, a nie w pokojach (ale można tam siedzieć i nic nie zamawiać, tylko po prostu przyjść skorzystać z wi-fi.
Wzięłam szybki prysznic i poszłam zjeść kolację - na Th. Mae Nam Khwae, naprzeciwko Tesco, zobaczyłam małą niepozorną restauracyjkę On's Thai Issan Vegetarian Restaurant. Okazało się to strzałem w dziesiątkę - mieli najlepsze jedzenie, jakiego próbowałam w całej Tajlandii (każda potrawa za 50 baht).

1 komentarz:

  1. Czy miałaś problem z bagażem w podróży do bangkoku? Planujemy taką samą trasę i nie wiemy czy mamy kupować dodatkowe miejsce na bagaże (plecaki 40 i 60 litrów) :)

    OdpowiedzUsuń